Urocza grecka wyspa skończy jak Mykonos? „Wkrótce będzie za późno”
Wycieczka na Mykonos i Santorini w wysokim sezonie wakacyjnym to dziś piekło dla tych, którzy szukają spokojnego miejsca na urlop. Zdominowane przez imprezowiczów z zachodniej Europy, obie wyspy osiągnęły spektakularny sukces, który dziś ma jednak swoją wysoką cenę. Nic dziwnego, że kolejne greckie perły turystyczne obawiają się powtórzenia scenariusza. Na celowniku turystów szukających nocnych przygód znajduje się teraz wyspa Paros, jeszcze do niedawna uważana za idylliczną ostoję prawdziwej greckiej kultury.
Paros zmieni się w Mykonos
Tłumy, które zostały skuszone przez celebrytów do podróży na Mykonos i Santorini, teraz w ślad za internetowymi influencerami przenoszą się na Paros. Mieszkańcy wyspy, która przeżywa szczyt popularności od premiery hitu Netflixa „One Day”, obawiają się napływu turystów spragnionych dobrej zabawy. „Każdego lata Paros przybywa około pół miliona ludzi, co oznacza, że dzisiejsi turyści raczej nie mają dla siebie więcej niż skrawek piasku, nie mówiąc już o całej plaży” – pisze The Telegraph przypominając, że pod koniec ubiegłego wieku tej wyspy nie znał praktycznie nikt.
Przez ostatnie dekady unikatowa grecka kultura została zastąpiona przez drogie restauracje i pełne blichtru modne kluby plażowe. Mieszkańcy zwracają uwagę na to, że Paros rozbudowuje się w ekstremalnym tempie. „Widzisz to na zatłoczonych ulicach, w korkach, w tym, jak ludzie wydają się zestresowani” – mówi Nikos Botsinis, lokalny przedsiębiorca.
To klucz to zrównoważonej turystyki
Niektórzy jednak widzą w większej popularności wyspy szansę, a nie zagrożenie. Chodzi przede wszystkim o to, by nie kumulować zagranicznych gości w jednym czy dwóch kurortach, a rozmieścić ruch turystyczny równomiernie w różnych częściach wyspy. Równie ważne jest dbanie o przystępne ceny, które na wyspę przyciągną także rodziny z dziećmi. „Paros musi pozostać gościnne, a nie ekskluzywne” – czytamy.